Pierwsza część wywiadu z artystą Tomaszem Radziewiczem, autorem wielu rzeźb w przestrzeni miejskiej, m.in. popierasia Jacka Malczewskiego na gdańskich Siedlcach.

Biały Kruk: Jest Pan autorem popiersia Jacka Malczewskiego na placyku jego imienia, co sprawia, że jest Pan znany i rozpoznawalny wśród społeczności „Lingwisty”. Popiersie wywołało zainteresowanie w naszym szkolnym środowisku – również ze względu na kontrowersyjną, dla niektórych, formę – głowa artysty jest osadzona na kuli. Czym inspirował się Pan, tworząc to dzieło?

Tomasz Radziewicz: Szczerze mówiąc, nie wiem dlaczego widzicie tam kulę, ale być może to jest kula (śmiech). To jest dziwne, że bardzo często kiedy rozmawiam o realizacjach pomnikowych w Polsce, które są de facto realizacjami bardzo klasycznymi, obojętnie czy to będzie papież, czy Piłsudski, czy Malczewski, czy ktokolwiek inny, to ciągle słyszę to słowo klucz – kontrowersyjny. Przecież w tych rzeźbach nie ma nic kontrowersyjnego. Popiersie Malczewskiego jest klasyczną rzeźbą, która nie zawiera w sobie żadnych kontrowersji. Ono w ogóle tutaj nie pasuje.

A czym się inspirowałem? Malczewskim. Wiadomo, że przede wszystkim jego malarstwem. Kto zna malarstwo Malczewskiego, to dla niego oglądanie tej rzeźby sprawi, że odpowiedź stanie się jasna. Liczę więc na to, że uczniowie „Lingwisty” znają malarstwo Malczewskiego. Skłaniałbym nawet do tego, żeby próbowali sobie odpowiedzieć na pytanie o kulę sami. Bo odpowiedź na to pytanie nie jest trudna. Ale żeby odpowiedzieć, trzeba się cofnąć, zerknąć do naszej historii. I w ogóle do Malczewskiego.

A co pan wie o Malczewskim?

B.K.: Był to wybitny malarz doby pozytywizmu. W swojej twórczości łączył…

T.R.: Pozwolę sobie wejść Panu w słowo. Oczywiście zależy, jakiego ma Pan partnera po drugiej stronie, ale jeżeli się Pana pytam, co Pan wie o Malczewskim, nie chodzi mi o to, żeby Pan mówił formułki, tylko co Pan sądzi o malarstwie Malczewskiego. Bo Malczewski de facto, dzisiaj jest zawsze postrzegany przez malarstwo, Malczewski jest malarstwem. Czyli nawet, jeżeli kiedyś będzie Pan z kimś sobie tak rozmawiał, to fajnie, żeby Pan starał się tak prowokacyjnie z innej strony o tym mówić. Kim jest Malczewski? Malczewski to farba. To kolor. To malarstwo.

B.K.: Tworzył głównie obrazy, w których łączył elementy fantastyczne z elementami realistycznymi… Często umieszczał również siebie w swych dziełach.

T.R.: Tak, to typowe dla artystów. To takie opieranie się na sobie. Generalnie, ekshibicjonizm jest cechą ludzką, która bardzo mocno dotyka artystów. Także mnie to zupełnie nie dziwi. Nie rozpatruję tego nawet w tych kategoriach, bo ktoś, kto się malarstwem nie zajmuje, lub w ogóle sztuką nie interesuje, to bardzo często jest zaskoczony, że tyle artysta siebie umieścił gdzieś tam. To, że artyści najczęściej siebie lub kogoś innego zaklinali w swoim malarstwie, jest immanentną częścią sztuki. I nie to jest nawet tą rzeczą ciekawą, że on gdzieś siebie umieścił. Mówimy o Malczewskim, ale przecież to można by było o Ignacym mówić. Nie to jest ważne, tylko to, o czym mówił. Tutaj akurat przy pomocy swojego ciała, czyli takiego medium, którym się posłużył.

B.K.: Zdecydowanie, jednak jest to pierwsza rzecz, którą dostrzegamy, patrząc na całokształt jego twórczości, przeglądając na przykład miniatury jego obrazów. To jego postać rzuca się w oczy.

T.R.: Dlatego mówię, że to jest takie naturalne. To jest właśnie to ocenianie sztuki powierzchownie. I niestety dzisiaj właśnie ten brak edukacji, jeżeli chodzi o kulturę, powoduje, że my sztukę bardzo często niestety odbieramy powierzchownie. A sztuka jest wielowymiarowa i chodzi o to, żeby uczyć Was tego, aby odczytywać ją wielowymiarowo. Zaczynajmy czytać, odkrywać kolejne warstwy. Bo ten odczyt powierzchowny jest oczywiście fajny, w takim rozumieniu popularnym. Ale malarstwo Malczewskiego to nie jest tylko Malczewski jako postać. Stąd ten świat, który porusza, stąd też to, o czym on opowiada w swoim malarstwie. Jest to charakterystyczne, o czym on opowiada i w jaki sposób to robi, do czego się odwołuje. Jest to istota jego malarstwa. A to że był narcyzem… nie on pierwszy i nie ostatni. Zobaczy Pan, co robią ludzie dzisiaj, ludzie którzy zajmują się sztuką. Kiedy wejdzie Pan na facebook’a: selfie, selfie, selfie. Ja na przykład, jak oglądam te zdjęcia, to pierwsze pytanie, jakie sobie zadaję brzmi: „Czy ten człowiek nie ma nic do powiedzenia?” albo „co ma więcej do powiedzenia”.

B.K.: Jak wyglądała praca nad popiersiem przywoływanego już artysty? Czy napotkał Pan po drodze na jakieś trudności?

IMG_3990T.R.: Nie wiem, czy trudności, czy przeszkody, generalnie zawsze jest tak, że jak się tworzy jakiś projekt i podchodzi się do niego rzeczywiście z pasją, z zaangażowaniem, to otwierają się różne drogi. I pojawia się ten dylemat, w którą stronę pójść. Ja na przykład, tworząc popiersie Malczewskiego, stworzyłem w tamtym okresie ok. 200 projektów, zanim zdecydowałem się na wersję, która ostatecznie jest na placu. Oczywiście to wynika z naturalnej potrzeby tworzenia.

Jest to długa droga. Czasami wystarczy jeden projekt i jedna realizacja, bo wydaje się, że jest trafiony. Natomiast w tym wypadku powstała cała masa projektów, rozpatrywałem różne możliwości. Droga poszukiwania jest w pełni udokumentowana, zastanawiam się nad jej udostępnieniem. W popiersiu, który macie na placu, widać nawiązanie do malarstwa Jacka Malczewskiego. Próbując odpowiedzieć jeszcze na pierwsze Pana pytanie, tam jest właśnie Malczewski jako Don Kichot, który walczy… z czym właśnie? Pytanie czy ze sobą, czy z polskością, czy może z jakąś ideą?…

Stąd taki wizerunek, który w pierwszym planie zawsze się odczytuje, oglądając jego malarstwo. Przypuszczam, że nawet gdybyśmy zakryli jego twarz, trochę ją zmienili, to przez samo budowanie formy, to w jaki sposób to jest przedstawione, od razu dałoby się przeczytać, że jest to Malczewski. Porównałbym to trochę do tego, że czasami możemy nie widzieć czyjejś twarzy, a jeżeli znamy daną osobę, i widzimy ją z daleka, wiemy, że to ona po tym np. jak się porusza. Trochę tak jest z tą rzeźbą. Że nie tyle ta twarz, ten wizerunek musi być podobna do Jacka Malczewskiego, ważny jest cały charakter pewnej osoby, pewnej sztuki, aby był czytelny.

B.K.: Czy zaczął Pan pracę nad innym, z tych dwustu projektów poprzedzających finalną formę popiersia? Czy któryś z nich spodobał się Panu na tyle, że rozpoczął Pan dalsze prace nad nim?

T.R.: Nie wiem na ile miał pan okazję zobaczyć, jak wygląda taki proces twórczy? Załóżmy, że jest jakaś wersja wybrana. Jedną z najistotniejszych rzeczy w sztuce jest właśnie umiejętność selektywnego podejmowania decyzji. Robię jakąś paletę projektów i wybieram ten, który uważam za najciekawszy. Trzeba umieć wybierać, raz – że mieć tę odwagę wybrać, a dwa – trafnie wybierać. Pomijam, co to znaczy trafnie wybierać, każdy będzie interpretował to na swój własny sposób. I kiedy pojawia się projekt, który realizuję, to siłą rzeczy jak się już go wykonuje w skali 1:1, to wersja, która w tym momencie powstaje, dochodząc do tej finalnej, zawiera w sobie całą tę historię, legendę, która miała miejsce już wcześniej, na etapie tych projektów. Czyli ona się cały czas kształtuje. To jest ciągłe tworzenie, aż do ostatniego momentu, kiedy rzeźba stanie. A nawet dalej, ponieważ ona swoją formę i swoje idee kreuje długo długo po tym, jak już zostaje umieszczona na swym miejscu.

B.K.: Wielu uczniów naszego gimnazjum zastanawia się pewnie, jak wygląda praca nad rzeźbą, taką jak popiersie Jacka Malczewskiego. Wspomniał Pan, że jest to proces skomplikowany. Chciałby go Pan może trochę przybliżyć?

T.R.: Wie pan, wstaję, idę do pracy na dziewiątą, wracam o szesnastej trzydzieści. To działa na tej zasadzie.

B.K.: Czy naprawdę jest to zwykłe osiem godzin pracy?

IMG_3861T.R.: Różni ludzie różnie pracują. Może w pewnym sensie to spłaszczyłem. Praca nad jakimś dziełem jest też wielowymiarowa, ale i ona, między innymi, też się sprowadza do tego, że to jest taka praca schematyczna, urzędowa, od 8. do 15. Co nie zmienia faktu, że kiedy człowiek opuszcza pracownię, to dalej tym żyje. Bo te prace najczęściej żyją właśnie w momentach zupełnie oderwanych od rzeczywistości. Praca taka jest pracą permanentną, ale nie tylko od tej 8. do 15. jak sobie żartowałem na początku. To jest tylko część tej pracy, ułamek, który polega na tym, że ta praca jest materializowana.

B.K.: Praca nad rzeźbą rozpoczyna się w głowie artysty. Kiedy ma Pan już gotowy projekt, od razu udaje się Pan do pracowni? Skąd bierze Pan na przykład materiały? Organizuje je Pan sam, czy może one już na Pana czekają?

T.R.: Wpierw pojawia się potrzeba, zlecenie, powstaje pomysł, który jest realizowany w pracowni np. w glinie, jest utrwalany np. w gipsie, następnie zawożony jest do odlewni bądź do kamieniarza – w miejsce, a na końcu montuje się go w miejscu przeznaczenia. To jest cały łańcuch pewnych procesów, z których każdy jest procesem twórczym.

Dzisiaj jest tendencja, że to twórcze, to tylko to, co kreatywne. Oczywiście!, ale ono musi na czymś bazować. To nie jest tak, że idzie się do pracowni, bierze np. glinę i tworzy swoją pracę i na tym koniec. Proces twórczy nie kończy się tutaj. On trwa cały czas. Długo po tym, jak rzeźba jest na miejscu.

B.K.: Co jest w stanie Pan przekazać poprzez dobór odpowiednich materiałów?

T.R.: Jeżeli chodzi o realizacje pomnikowe, to one powstają generalnie z klasycznego, trwałego materiału. Ale dobór materiału jest bardzo ważny w kontekście ideologicznym. Bo, gdy mam pomysł, aby opowiedzieć na przykład jakąś dramatyczną historię, właśnie przez dobór odpowiedniego materiału, mogę ją jeszcze dopowiedzieć. Do danej rzeźby mogę wybrać brąz, zapałki, papier, folię, piasek, coś, co podbija wartość danego projektu. Trochę banalizując- tworząc rzeźbę kury, nie muszę jej tworzyć z gliny, a odlewać z brązu. Mogę użyć, powiedzmy, wydmuszek. Albo słomy, siana, ziarna. Dobór materiału daje bardzo dużo, jeśli chodzi właśnie o te kwestie merytoryczne. Inaczej wtedy odbiera się taki projekt. Bardzo często robi się również tak, że daną pracę odlewa się ze szlachetnego materiału, jak to robi Segal- z brązu, i potem ten materiał w jakimś sensie się deformuje. Pozbawia się brązu tej „brązowości”. Też jest zabieg plastyczny, który działa na zasadzie takiego kontrastu. Zderzenie powoduje, że te prace zaczynają nagle inaczej brzmieć. Ale aby to zrozumieć trzeba rozumieć sztukę. Ludzie bardzo często tego właśnie nie rozumieją. Oglądając takie prace, myślą: „Dlaczego ten gość pomalował ten brąz na biało, nie widzę, że to jest brąz.” To są zabiegi celowe, działają na zasadzie kontrastu, zderzenia, pewnych przeciwności. Prowokują do zastanowienia się, co kryje się za tym, że ten zabieg został zastosowany.

Malczewski na placu jest oczywiście rzeźbiony w brązie. Chociaż mógł być wyrzeźbiony i pomalowany w taki sposób, że sprawiałby wrażenie wyciśniętych farb. Ten jest jednak wykonany w sposób klasyczny. W Polsce kocha się takie rzeźby.

Wracając jeszcze do pierwszego pytania. I znowu wracam do tego, że ta rzeźba nie ma w sobie nic kontrowersyjnego. W momencie gdybym zrobił tak, jak właśnie powiedziałem, czyli teoretycznie z brązu, ale sprawiający wrażenie wyciśniętego z tub z farbą, ona w pewnym sensie byłaby prowokująca.

Część II wywiadu już wkrótce!

Rozmowę przeprowadził Konrad Sotowicz, dziennikarz Białego Kruka – gazety szkolnej Gdańskiego Gimnazjum „Lingwista”